Samuelu! Samuelu! PDF Drukuj Email
Wpisany przez Beata   
wtorek, 24 lutego 2015 14:05

Narodziło się dziecko! Jego matka, a moja duchowa córka, już wcześniej nadała mu imię: Samuel. Imię to znaczy: „Bóg wysłuchał”. Życie człowieka jest w rękach Boga. Historia narodzin Samuela miała miejsce w dniu 11 lutego 2015 r., we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Jego matka prosiła Boga o szczęśliwy poród i obiecała, że jeśli narodzi się chłopiec da mu imię Samuel, na cześć biblijnego proroka, o tym imieniu. W dniu narodzin Samuela dzień rozpocząłem wczesnym świtem. Wraz z kapelanem szpitalnym odprawiliśmy Mszę św. w intencji wszystkich kobiet w nowohuckim szpitalu położniczo-ginekologicznym. Było to dla mnie niezwykłe doświadczenie. Po raz pierwszy sprawowałem Eucharystię w takim miejscu.

 

 

 

 

A biblijna historia narodzin proroka Samuela zawsze była dla mnie przejmującą. Współczułem bezpłodnej Annie, żonie Elkany, która przez wiele lat w smutku i pokorze błagała Boga o dar macierzyństwa. I w końcu Bóg prośby Anny wysłuchał. Kapłan Heli zapowiedział jej: „Idź w pokoju, a Bóg Izraela niech spełni prośbę, jaką do Niego zaniosłaś”.

 

 

Przypomina mi się historia sprzed ok. dziesięciu lat, kiedy uczestniczyłem w pielgrzymce ze Skałki w Krakowie na Jasną Górę. Zatrzymaliśmy się w kościele św. Jana Chrzciciela w Choroniu, na zaprożu jurajskiej kuesty Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, by adorować Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. W kąciku blisko ołtarza, klęczała skulona dziewczyna o pięknej, ale bardzo smutnej twarzy. Przykucnąłem przy niej, przygarnąłem do serca i wysłuchałem historii jej smutku. Podobnie jak biblijna Anna, od paru lat bezskutecznie modliła się o dar macierzyństwa. Przytuliłem ją jeszcze mocniej i obiecałem, że za rok Bóg obdarzy ją dzieciątkiem. I rzeczywiście, Bóg w łaskawości swojej przyjął jej długie modlitwy. Mariola została matką. Biblijną Annę Bóg obdarzył jeszcze trzema synami i dwiema córkami. Pielgrzymkową Mariolę Bóg pobłogosławił i obdarzył jeszcze kolejnym potomkiem.

 

 

Wędrując po bloku operacyjnym szpitala odmawiałem różaniec i oczekiwałem na narodziny Samuela. Wreszcie, gdzieś, w nieokreślonej przestrzeni dwukrotnie usłyszałem krzyk dziecka. Okrzyk życia? Nie był to okrzyk radości, raczej lęku przed nowym światem, w który nowonarodzony wszedł i który miał się stać jego światem. Zanim matka przebudziła się po operacji i dotknęła swojego synka dotykiem macierzyńskiej miłości, otulony specjalną rozgrzewającą kołderką, drzemał maleńki Samuel już w obcym świecie, który musi poznać i nauczyć się go. Pielęgniarki zaprowadziły mnie do pomieszczenia, gdzie w łóżeczku, przypominającym betlejemski żłobek, spał czarnowłosy Samuel. Gdy odkryły go, zaczął przejmująco płakać, a nawet krzyczeć, jakby w oczekiwaniu nierozpoznanego zagrożenia. Pod sercem matki czuł się bezpiecznym i spokojnym, a ten zewnętrzny świat był dlań obcy. Delikatnie dotknąłem jego policzka i przestał płakać, by po krótkiej przerwie ponownie płaczem uskarżyć się na swój los. Wtedy znakiem krzyża dotknąłem jego czoła. Mały Samuel przestał płakać i zanurzył się w cieple kołderki, by w ciszy nienazwanej tęsknoty oczekiwać na pierwszy, błogosławiony dotyk ciała matki i jej miłości.

 

 

Niespodziewany mój pobyt w szpitalu stał się doświadczeniem i przygodą, spotkaniem z życiem, jego narodzinami, ale też z tajemnicą śmierci. Jeszcze wieczorem, dzień wcześniej, obserwowałem atmosferę szpitalną i próbowałem wniknąć w radości i niepokoje osób oczekujących na nowe życie. W jakimś momencie podszedł do mnie młody, wysoki mężczyzna o poważnej, ale raczej zasmuconej twarzy. Poprosił, bym udał się do pokoju, w którym leżała jego żona i bym porozmawiał z nią, potrzebowała szczególnej pociechy i duchowego wsparcia. J. przeżyła szok. W trzecim miesiącu ciąży swoje drugie z kolei dziecko poroniła. Jej twarz, mokra była od łez. Wobec cierpienia czułem się bezradny. Delikatnie przygarnąłem ją do serca, a ona wtuliła się mocno w moje ramiona. Dobry Bóg pozwolił mi z łatwością stworzyć radosną opowieść o jej dzieciach, które zanim zobaczyły ten świat, odeszły do wieczności, by tam mogły w Bożym pokoju oczekiwać spotkania ze swymi rodzicami. Zamknąłem J. w sercu, jak to zwykle przyzwyczajony byłem czynić. Nieszczęsnej J. podarował jednak Bóg łaskę wiary i niezwykłej ufności. Przez łzy utwierdzała siebie w przekonaniu, więcej – w pewności, że jej dzieci żyją w niebie, zanurzone w nieogarnionej i niepojętej, miłosiernej miłości Niebieskiego Ojca i że spotkanie kiedyś z nimi będzie bardzo radosnym wydarzeniem. Zachęciłem J. do rozmowy i modlitwy ze swymi dziećmi i by jej wiara i ufność nie wygasły, bo kolejne, poczęte dziecko, urodzi się już żywe.

 

 

W życiu człowieka Bóg działa na różne sposoby. Czasem Jego działanie jest bardzo wyraziste, kiedy indziej dyskretne i chce, aby pewne wydarzenia dokonywały się w ukryciu. Do końca nie rozumiemy, dlaczego tak się dzieje, ale ufność w Boże miłosierdzie nie może w nas wygasnąć.

 

 

Gdy Anna, matka Samuela, wypełniona smutkiem długo i nieustannie modliła się o dar macierzyństwa, po narodzinach syna jej smutek zamienił się w radość. A radość zamieniła się w wielką modlitwę dziękczynienia i uwielbienia matki i dziecka:

 

 

„Raduje się me serce w Panu, moc moja wzrasta dzięki Panu… Nikt tak święty jak Pan, prócz Ciebie nie ma nikogo, nikt taką Skałą jak Bóg nasz…To Pan daje śmierć i życie, wtrąca do Szeolu i zeń wyprowadza… Pan uboży i wzbogaca, poniża i wywyższa. Z pyłu podnosi biedaka, z barłogu dźwiga nędzarza, by go wśród możnych posadzić, by dać mu tron zaszczytny. Do Pana należą filary ziemi: na nich świat położył. On ochrania stopy pobożnych. Występni zginą w ciemnościach, bo nie swoją siłą człowiek zwycięża. Pan wniwecz obraca opornych: przeciw nim grzmi na niebiosach. Pan osądza krańce ziemi, On daje potęgę królowi, wywyższa moc swego pomazańca”(1 Sm 2,1-10). To modlitewne uwielbienie Anny, przypomina niezwykły kantyk Maryi - Magnificat, gdy spotkała się z Elżbietą, oczekującą na narodzenie Jana w Ain Karem.

 

 

Spacerując po szpitalnych korytarzach, patrząc na kobiety w stanie błogosławionym wyobrażałem sobie spotkanie Maryi i Elżbiety, ich rozmowy o narodzinach i przyszłości Jana i Jezusa. Pomyślałem też o przyszłości, co dopiero narodzonego Samuela, zastanawiając się równocześnie nad biblijnym Samuelem, synem Anny. W świętej księdze czytamy, bowiem, że „Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię…” (1 Sm 3,19-20).

 

 

Nasz Pan z wielką delikatnością wkracza we wszelkie ludzkie sprawy, także w ludzkie osamotnienia. Jedyne, co możemy zrobić, to po prostu zaufać Bogu i zdać się na Jego prowadzenie. Bóg sam najlepiej wie, czego w danej chwili nam potrzeba. Tylko wiara może wszystko zmienić – bo wiara daje nam przystęp do Boga. Wiara pozwala zbliżyć się do Jezusa i prosić Go, o co tylko zechcemy, zwłaszcza o nadzieję i przemianę serca. Ale pamiętajmy, że w nowonarodzone życie, tak samo, jak w historię każdego z nas, wpleciona jest krzyżowa historia Zbawiciela. Nie bójmy się nigdy Boga prosić. I nie zniechęcajmy się zbyt szybko, gdy prośby nie zostaną natychmiast wysłuchane. Bóg nigdy nie jest głuchy na nasze wołania.

 

 

Niezwykłe wędrówki po korytarzach i pokojach w krakowskim szpitalu zamieniłem już na mój kącik przy oknie w celi wieruszowskiego klasztoru. Zbliżający się czas Wielkiego Postu jakoś zaczął się splatać w jedną całość z refleksjami nad życiem i śmiercią, radościami i smutkami, których dotyku doświadczyłem.

 

 

Wszystkie osoby spotkane, otulone modlitwą i obecnością dobrego Boga, zamykam w głębi serca. Dołączam je do tych, którzy przyszli w ostatnich dniach do konfesjonału ze swoimi kłopotami, nieszczęściami i nadziejami. Niech Maryja zamknie wszystkich w swoim sercu, niech św. Bernard z Clairvaux przypomina: „Postępuj za Nią, a nie pobłądzisz. Wzywaj Ją, a nie wpadniesz w rozpacz. Myśl o Niej, a nie zawiedziesz się. Jeśli Ona cię podtrzyma, nie upadniesz. Jeśli Ona cię osłoni, nie będziesz się niczego lękał. Jeśli Ona cię poprowadzi, nie poddasz się znużeniu. Jeśli Ona będzie dla ciebie łaskawa, dojdziesz na pewno do celu”.

 

 

Na koniec felietonu anonimowy autor (Karol S.) każe mi włożyć w usta nowonarodzonego dziecka słowa modlitwy-piosenki, zatytułowanej „Matko życia, Maryjo”: „Weź moje życie…, w swe dłonie i proszę, powiedz Ojcu niebieskiemu, że jeszcze jedno małe serce pragnie żyć jak Jego Syn”.

 

 

Błogosławię wszystkich


o. Ludwik

 

 

Wieruszów, 11-18 luty 2015