Sykomora życia PDF Drukuj Email
Wpisany przez Beata   
sobota, 21 listopada 2015 00:15

Minęła wiosna i lato, i jesień nabrała rozpędu. Wczoraj nawet po raz pierwszy zaczął padać śnieg. Przez ponad pół roku nie byłem w stanie zatrzymać się w biegu pośród spraw i wydarzeń, które mnie pochłonęły. Nie byłem też w stanie zanurzyć się w głębi myśli, by wydobyć z niej coś sensownego. Są takie dni, a nawet miesiące, kiedy wypełnia nas pustka. Napisanie jednego zdania wymaga wysiłku. Taki też był ten mój czas.


Przypomniałem sobie, że dzisiaj jest wtorek, 13 października, dzień fatimski. Dołączyłem, więc intencję mszalną do intencji innych ojców za tych, których kocham, noszę w sercu i nieustannie we wtorki za nich sprawuję Najświętszą Ofiarę. Zacząłem sobie przypominać imiona a wszelkie trudne sprawy powierzać Ojcu Niebieskiemu. Pomyślałem, jak zwykle, o ciężko chorej Ani, która mimo złych prognoz wciąż ufa i wierzy w miłosierdzie Boże.


 

 

 

Gdy wróciłem do swojego pokoju, w mojej wyobraźni, nie wiem, czemu, pojawiła się postać celnika Zacheusza z Ewangelii św. Łukasza, a zwłaszcza dwa proste zdania z nim związane: „Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto”, oraz „A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty”. I pomyślałem wtedy, że przed dwoma laty - zdarzyło się coś podobnego: ja wszedłem do Jerycha i wieczorem przechodziłem przez miasto. Kiedy stanąłem przed potężną, licząca ponad 2 tysiące lat sykomorą, spojrzałem w górę i nie zobaczyłem wśród gałęzi drzewa Zacheusza. Ale wydawało mi się, że pośród gęstego listowia, ktoś się ukrywa i czeka – jest mojej postury, nie jest zwierzchnikiem celników i nie dość bogaty. Miałem jednak wrażenie, że wśród gałęzi ukryła się historia człowieka, który koniecznie chciał zobaczyć Jezusa i równocześnie historia jego spotkania z Nauczycielem z Nazaretu. Kto to był? Może ja, a może ty? W każdym razie zależało mu na spotkaniu z Jezusem, wierzył, że to spotkanie może przemienić życie.

 

Gdyby Jezus nie przyszedł w tym dniu do Jerycha, historia celnika Zacheusza może inaczej by się potoczyła, a i moja historia po 2 tysiącach lat wyglądałaby inaczej. Nie napisałbym tego felietonu. Gdy jednak Bóg wchodzi w życie człowieka i przechodzi przez nie jak przez miasto, historia tego wejścia i przejścia przestaje być wydarzeniem indywidualnym, a staje się wydarzeniem historii powszechnej, Przecież nikt nie słyszałby o jakimś celniku z Jerycha, pracującym dla rzymskiego okupanta. Jezus wszedł w życie tego grzesznika i wszystko w nim pozmieniał. Zacheusz stał się innym człowiekiem. Przez dwa tysiące lat Ewangelia Łukasza przywołuje jego imię i historię jego życia. Wchodząc na sykomorę oderwał się od ziemi i zapragnął jedynie ukryć się przed ludźmi i przed Jezusem w gałęziach rozłożystego drzewa. Tymczasem to ukrycie stało się dlań odkryciem i poznaniem Jezusa, który spojrzał na niego z miłością.

 

Może w moje, albo i w twoje życie też kiedyś wszedł Jezus i staliśmy się innymi, przemienił nasze serca? Może niekoniecznie miało to miejsce w Jerycho? Jeśli jeszcze nie wszedł, to staje przede mną pytanie: dlaczego z takim uporem wpatrywałem się tamtego wieczoru przed dwoma laty w potężną, ciemną sylwetkę sykomory? Może zapragnąłem, by historia Zacheusza z Jerycha powtórzyła się w twoim lub moim życiu? Mógł to być przecież inny „pewien człowiek”, o innym imieniu. A w ogóle mogło się to zdarzyć nie dwa tysiące lat temu a przed dwoma tygodniami i nie w Jerychu, ale gdzieś w Biłgoraju, albo Mochowie? Może ten człowiek nie był tak bogaty jak Zacheusz i z komorą celną nie miał nic wspólnego? A może wiązało go jedynie to, że podobnie jak ten grzeszny celnik - nie przejmował się zbytnio Bożymi przykazaniami, żył po swojemu, uczciwość, sprawiedliwość były dlań słowami najmniej ważnymi i mało praktycznymi? Takich przecież ludzi jak Zacheusz wielu żyło i wciąż wielu żyje na świecie. Ale zdarzenie, jakie przytrafiło się Zacheuszowi z Jerycha, przemieniając jego życie może w historii miało miejsce tylko jeden jedyny raz?

 

Dlaczego przygoda z Jezusem przydarzyła się znanemu grzesznikowi z Jerycha, celnikowi Zacheuszowi? Bo on „chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu i gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł, więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy, bowiem miał przechodzić”.

Gdyby Zacheusz jedynie z próżnej ciekawości zainteresował się słynnym Rabbim z Nazaretu, zapewne nie miałoby miejsca niezwykłe spotkanie wzroku Jezusa ze zdumionym spojrzeniem siedzącego na sykomorze celnika. Zobaczenie Jezusa było jednak dla tego grzesznika najgłębszym pragnieniem, ukrytym w jego sercu. Może nie rozumiał tego pragnienia, ale było ono silniejsze od wszystkich innych pragnień, jakie posiadał w sobie. Lękał się tylko, że może nie uda mu się zrealizować swego pragnienia – był niskiego wzrostu i do tego wrogi wobec niego tłum wypełniał ulice. Ukrył się, więc w gałęziach sykomory, stamtąd miał doskonały punkt obserwacyjny.

 

Jezus wiedział, co dzieje się w sercu Zacheusza zanim przyszedł do Jerycha, by zrealizować najgłębsze pragnienie tego grzesznika. Dlatego „gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do celnika: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Bóg jest niezwykły, gdy realizuje nasze najgłębsze pragnienia. Jezus, gdy podszedł do sykomory, nie patrzył na wiwatujący tłum, tylko „spojrzał w górę”, podniósł swój wzrok na grzesznika, ukrytego w gałęziach drzewa. Więcej, pierwszy odezwał się do niego. Wcale nie była to prośba, pytanie, tylko zapowiedź: „dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” oraz polecenie: „zejdź prędko”.

 

Co doprowadziło Zacheusza do nawrócenia? Na pewno to, że Jezus pojawił się bardzo blisko niego, na pewno też to, że Jezus podniósł głowę, gdy przechodził pod sykomorą. Zacheusz wtedy zobaczył oczy Jezusa i w ten niezwykły sposób doświadczył Jego miłości. Nie byłoby nawrócenia Zacheusza, gdyby w jego sercu nie było, może podświadomego, ale szczerego pragnienia spotkania z Nauczycielem. To jego pragnienie sprowokowało wejście Jezusa w jego życie. Usłyszawszy słowa Jezusa Zacheusz „zszedł, więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany”. W tej sytuacji odkrył prawdę o sobie. On nie tylko chciał zobaczyć Nauczyciela, w głębi serca pragnął Go przyjąć. A przyjąć Jezusa, i to z radością, stało się dla Zacheusza aktem wyznania grzechów i prośbą o ich przebaczenie. Wszystko, co później wypowiedział i uczynił, było jedynie konsekwencją przyjęcia Jezusa do swojego domu i do serca. Radość wszak rodzi się w sercu, ale musi tam być źródło radości. Źródłem radości, tak jak źródłem pokoju serca jest Bóg i tylko On sam.

 

Mieszkańcy Jerycha wyraźnie byli zgorszeni decyzją i zachowaniem się Jezusa. Szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Szemranie, to specyficzna odmiana niechęci, oburzenia, a nawet nienawiści. Też rodzi się w sercu człowieka. Mieszkańcy Jerycha nie mogli zrozumieć logiki, jaką kierował się Jezus. On solidaryzował się z grzesznikiem i całkowicie przemienił życie Zacheusza. Proklamował równocześnie najważniejsze wydarzenie, jakiego dokonał: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu… Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

W pokorze Zacheusz stanął przed Jezusem i rzekł: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo, w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Gdybym to ja był bogaty, czy byłoby mnie stać na gest Zacheusza, po którym zapewne stał się zwykłym, a może nawet jednym z ubogich mieszkańców Jerycha? Może historia twojego życia jest w pewnej mierze podobna do historii życia Zacheusza, chociaż nie jesteś zdziercą i kolaborantem, aż takim oszustem..? Ale przecież moje i twoje życie tak wiele pozostawia do życzenia. Zapewne nie raz zboczyliśmy z uczciwej drogi i jakieś ludzkie krzywdy mamy zapisane w naszych sumieniach?

 

Ale, czy w naszych sercach wciąż jest tak silne pragnienie jak u Zacheusza, by spotkać Jezusa, spojrzeć Mu głęboko w oczy, wyznać swoje grzechy i zaprosić Go do siebie? Niezależnie od tego, jak wygląda dzisiaj nasze życie, doświadczenie Zacheusza może się stać decydującym w jego całkowitej przemianie.

 

Myślę o Was wszystkich, którzy zechcecie przeczytać ten spóźniony felieton o sykomorze i Zacheuszu. Bliska mi osoba, której przeczytałem felieton odpowiedziała mi mniej więcej tak: Sykomora stała się dla Zacheusza drzewem życia. Wychodząc nań oderwał się od dotychczasowego świata, a Jezus ukazał mu nową perspektywę. Jego serce otwarło się na przyjęcie łaski.

 

Niech Jezus spojrzy na nas z miłością i niech to spojrzenie stanie się błogosławieństwem niezwykłego czasu, w który weszliśmy.

 

 

O. Ludwik

 

 

Wieruszów, 13-18 października 2015

 

 

 

 


Poprawiony: sobota, 21 listopada 2015 00:27