Historia życia i męczeńskiej śmierci bł. Karoliny Kózkówny cz.II PDF Drukuj Email
Wpisany przez Beata   
piątek, 18 listopada 2016 02:53

Wybuch wojny - opis wydarzeń 18 listopada 1914 roku


Wielka zawierucha światowa, zapoczątkowana głośnym zamachem w Sarajewie i wypowiedzeniem wojny przez Austrię dnia 28 lipca 1914 r., rychło dała znać o sobie w małej, galicyjskiej wiosce Wał-Ruda. W pierwszej fazie wojny wojska rosyjskie znalazły się na ziemiach zaboru austriackiego. Po zajęciu Tarnowa, dnia 10 listopada, posuwały się na zachód, w ślad za wycofującymi się Austriakami. W kilka dni później Rosjanie zajęli Radłów i zaraz potem pojawili się si? w Zabawie oraz w Wał-Rudzie. Mieszkańców ogarnął przestrach wobec niewiadomej przyszłości, zwłaszcza, że w wiosce pozostali nieliczni mężczyźni, przeważnie zaś dzieci i kobiety. Te ostatnie najbardziej były narażone na napaści ze strony zachodzących do domów żołnierzy.


Już, w pierwszym dniu pobytu wojsk okupacyjnych jakiś żołnierz wszedł do domu Kózków. Karolina, która siedziała wtedy przy maszynie i szyła, poderwała się natychmiast i wyszła z izby. Żołnierz nie wyrządził jednak nikomu żadnej krzywdy; poczęstowany jedzeniem odszedł.

 



Pamiętny dzień 18 listopada był drugim dniem pobytu wojsk w Wał-Rudzie. Rankiem tego dnia Karolina wyraziła pragnienie udania się do kościoła. "Chciałabym pójść do kościoła - mówiła matce - bo tak się dzisiaj czegoś boję." W koiciele odbywała się nowenna ku czci św. Stanisława Kostki. Okazało się, że i matka miała jakieś niedobre przeczucie. Stanowczo zabroniła wyjścia, uważając, że będzie bezpieczniej, jeśli Karolina zostanie w domu, a na nowennę pójdzie ona sama wraz z młodszą córką Teresą. Tak się też stało. Matka udała się do kościoła, Karolina zaś pozostała w domu razem z ojcem, siostrą Rozalią i maleńkim braciszkiem Władysławem, w kołysce.

 

Około godziny 9°° nieoczekiwanie wszedł do domu uzbrojony żołnierz rosyjski. Później okazało się, że był to ten sam, któremu w sąsiedztwie bezpośrednio przedtem szczęśliwie uciekła napastowana przez niego młodsza koleżanka Karoliny, Maria Gulik. Gdy wszedł, Karolina przygotowywała akurat śniadanie domownikom, ojciec zaś nosił ze stodoły paszę dla bydła. Uzbrojony żołnierz (uzbrojenie według relacji pana Kózki i córki Rozalii składało się z przewieszonego przez ramię karabinu i czegoś w rodzaju szabli u boku), rozejrzawszy się wokoło, zapytał, gdzie są wojska austriackie, na co Karolina odpowiedziała, że nie wie i natychmiast poleciła młodszej siostrze Rozalii przywołać ojca. Przybył spiesznie. Żołnierz powtórzył pytanie, które zresztą nie miało sensu, ponieważ o kierunku wycofywania się Austriaków wiedzieli lepiej ścigający Rosjanie niż przestraszeni mieszkańcy wioski. Usłyszał wiec taką samą jak przedtem odpowiedź. Ojciec usiłował jeszcze poczęstować go chlebem, masłem, śmietaną, ale żołdak odtrącił to wszystko.

 

W tej samej chwili Karolina spróbowała wymknąć się z mieszkania. Żołnierz jednak zastawił wyjście, przytrzymując nadto drzwi klamkę. Chwyciwszy następnie Karolinę za rękę, kazał jej oraz ojcu ubierać się w drogę, rzekomo do komendanta, mówiąc przy tym do Karoliny: "Ładna jesteś, ty mi drogę pokażesz!" Napadnięci próbowali protestować i tłumaczyć się niewiedzą, ale wywołało to tylko większą wściekłość żołnierza. Karolina, szarpnięta gwałtownie ku drzwiom, zaledwie miała czas po raz ostatni spojrzeć na obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, zarzucić na siebie kurtkę brata i chusteczkę na głowę.

 

 


Wyszedłszy z domu, ojciec i Karolina skierowali się ku wsi, w nadziei, że w razie niebezpieczeństwa łatwiej tam będzie o ratunek. Żołnierz jednak rozkazał stanowczo: "Idziemy do lasu". Pozostawiona w domu Rozalia wyszła na dwór, wołając z płaczem: "Tato wróć! Karolino wracaj!" Żołnierz odwrócił się i pogroził jej pięścią. Wkrótce po wejściu w las, napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy, nakazując wrócić do domu. Ten jednak prosił usilnie, aby on sam mógł iść dalej, zaś Karolina niechaj wraca do domu. Także Karolina prosiła: "Tato, nie odchodź". Prośby na nic się jednak zdały i sterroryzowany ojciec, oszołomiony szybkością następujących po sobie wydarzeń, zawrócił, udając się do swego szwagra Macieja Głowy. Przyszedłszy tam zaledwie mógł wykrztusić, co się stało. Mówił nieskładnie: "W lesie... Karolina... żołnierz". Tymczasem Karolina pozostała sam na sam z dzikim i uzbrojonym złoczyńcą, który przemocą prowadził ją w głąb lasu.

 

 

To żołnierz przytrzymywał karabin na lewym ramieniu, prawą zaś rękę trzymał i popychał idącą. W pewnym jednak momencie - dziewczyna wyrwała się i zaczęła uciekać. Całe zdarzenie widziało dwóch świadków. Relacja tych świadków oraz wszystkie inne spowodowały wielkie poruszenie we wsi. Proboszcz, ks. Wł. Mendrala, udał się natychmiast z protestem do komendy wojsk rosyjskich. Rozpoczęto poszukiwania w lesie. Do poszukiwań przydzielono kilku żołnierzy. Dowództwo wojskowe przekazało - jak zapewniano - meldunki do okolicznych posterunków. Na próżno. Poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu.

 

 


W domu Kózków tymczasem wszyscy przezywali najczarniejsze chwile. Za każdym skrzypnięciem drzwi podrywano się ze słowami: "Karolina wraca". Nie wracała. Maria Kózkowa czyniła wyrzuty mężowi, mówiąc, że raczej dałaby się porąbać niż miałaby opuścić Karolinę. Mieszkańcy wioski nie obwiniali jednak ojca. Znając go wiedzieli, że uczynił to w najwyższym przerażeniu, niemal nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje. On sam przeżywał wszystko podwójnie boleśnie i jakby nie mogąc znaleźć innego wytłumaczenia dla zaistniałych wydarzeń, zwykł mawiać do końca życia: "Tak się stało - Bóg tak chciał".

 



Po dwóch tygodniach, dnia 4 grudnia, jeden z mieszkańców wioski, Franciszek Szwiec, zbierający w lesie drwa natknął się na martwe ciało Karoliny. Znajdowało się po przeciwnej stronie lasu, a więc nie tam, gdzie poszukiwano, ale na trzęsawisku w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od otwartego pola. Karolina leżała na wznak, z prawą dłonią zaciśniętą, wspartą na łokciu drugiej ręki, i skierowaną ku górze.

 


Lewa ręka, ściskająca chustkę w zaciśniętej pięści, leżała na ziemi. Pod głową i barkami znajdowała się kałuża zamarzniętej i wsiąkłej w ziemię krwi. W pewnej odległości znaleziono porzucone, być może dla ułatwienia ucieczki, buty Karoliny, jeszcze dalej kurtkę

 

 

Franciszek Szwiec natychmiast udał się z bolesną nowiną do domu Kózków. "Córkę wam znalazłem - rzekł - leży zabita w lesie". Ojciec powtarzając: "Zabita, zabita", zaprzągł konia do wozu, aby przywieść martwe ciało dziewczyny. Powiadomiono także proboszcza.

Kult i proces beatyfikacyjny Karoliny

 

 

Pogrzeb Karoliny był pierwszym przejawem jej kultu. Pomimo trwających działań wojennych zgromadziło si? ponad 3 tysiące wiernych. W wygłoszonych przemówieniach przewijał się motyw chrześcijańskiej świętości i męczeństwa. W całej parafii panowało głębokieprzekonanie o świętości życia Karoliny i o tym, że życie swe złożyła w heroicznej obronie czystości.

 

Z biegiem miesięcy i lat, pomimo nieszczęść straszliwej wojny, pomimo czasowego wysiedlenia ludności i trudnych chwil powojennych, osoba Karoliny nie odchodziła w niepamięć. W kilka miesięcy po bolesnych wydarzeniach, na miejscu odnalezienia ciała postawiono wysoki krzyż z figurką Zbawiciela oraz tablicę marmurową u stóp tego krzyża z napisem: "Ku pamięci szesnastoletniej Karoliny Kózkównej zamordowanej 18 listopada 1914 r." Poniżej umieszczono następujący wiersz:

 

"Kiedy najeźdźcy, jak wzburzona fala, Jej wieś zalali, w las uprowadzona Zginęła z ręki dzikiego Moskala Po krwawej walce śmiertelnie raniona. Droższą niż życie była dla niej cnota, Gdy w jej obronie stoczyła bój z wrogiem. Milszą śmierć sroga niż grzechu sromota, Więc męczennicą stanęła przed Bogiem".

 

Karolina początkowo z woli biskupa L. Wałęgi pochowana została na cmentarzu przykościelnym, gdzie postawiono figurę Najświętszej Maryi Niepokalanej, z napisamiupamiętniającymi wydarzenie. U góry czytamy: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą"; zaś nieco niżej: "Tu spoczywa ?p. Karolina Kózka, męczennica z ostatniej wojny światowej, ur. 2 VIII 1898 - zamordowana 18 XI 1914 r.".

 

Po prawej stronie postumentu: "Duszo dziewicza, przed tronem Boga pro? za nami i wypraszaj nam więcej takich dusz niewinnych". Po lewej stronie: "Kochanej córce postawili rodzice".

 

W trzecią rocznicę śmierci ekshumowano ciało Karoliny, umieszczono je w metalowej trumnie i przeniesiono z cmentarza grzebalnego na cmentarz przykościelny. Uroczystości przeniesienia przewodniczył biskup L. Wałęga. W wygłoszonym wówczas przemówieniu zaznaczy?, iż nie przybył, aby kanonizować Karolinę, ponieważ tego dokonać może jedynie odpowiednia władza kościelna, lecz aby cnocie oddać cześć.

 


Proces beatyfikacyjny odkładany był z roku na rok. Powodem były wojny, trudne czasy powojenne, powodem były też częste zmiany względnie vacat na stolicy biskupiej, a wreszcie nowe, palące problemy, którym Kościół tarnowski musiał stawiać czoła. Niemniej już w r. 1949 biskup Jan Stępa mianował Postulatora i Wicepostulatora sprawy. Niestety, ciężka choroba a potem śmierć Biskupa uniemożliwiły podjęcie prac w tym kierunku. W rezultacie wszystkie etapy prowadzenia spraw, począwszy od otwarcia w 1965 r. procesu informacyjnego, przypadły biskupowi tarnowskiemu Jerzemu Ablewiczowi.

 

W Liście postulacyjnym do Kongregacji pisał między innymi: "Biskup jest stróżem pośmiertnej chwały tych, którzy za życia dali przykład szczególnej miłości Boga. Świadomtego obowiązku, a także idąc za głosem kapłanów i wiernego ludu, postanowiłem wszcząć proces informacyjny dla wyniesienia na ołtarze Sł.proces informacyjny dla wyniesienia na ołtarze Sł. Bożej Karoliny Kózka, która dnia 18 listopada 1914 r., w siedemnastym roku życia, poniosła śmierć męczeńską, w obronie dziewictwa i czystości, w wiosce Wał-Ruda, parafia obecnie Zabawa, diecezja tarnowska w Polsce".

 

 


Biskup jest stróżem..."

Im więcej ta misja wymaga trudu i ofiary, tym radośniejsza może być świadomość, że oto w pamięci wiernego ludu nie zaginą ci, "którzy za życia dali przykład szczególnej miłości Boga". Dnia 30 czerwca 1986 r., w obecności Ojca Świętego Jana Pawła II, został promulgowany "Dekret o męczeństwie Sługi Bożej Karoliny Kózkówny", otwierający drogę do jej beatyfikacji.

Dnia 10 czerwca 1987 roku podczas mszy św. na tarnowskich Błoniach, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił Karolinę Kózkównę - błogosławioną.

 

żródło: www.pz.lap.pl


Poprawiony: piątek, 18 listopada 2016 00:21