Pokuta, ból, zmartwychwstanie... PDF Drukuj Email
Wpisany przez TOMASZ32-VAD   
poniedziałek, 21 maja 2012 23:42

AUTOR: Ks. Rafał J. Sorkowicz SChr

 

Jest taki ból, który boli przez całe życie. Ból jedyny w swoim rodzaju. Przypomina rosę, która choć delikatna, potrafi zmoczyć, jak porządny deszcz. Pamiętam jedną noc, pod gołym niebem, na pielgrzymce. Zachciało nam się przespać pod chmurką, wieczór był wyjątkowo ciepły. O świcie, gdy otworzyłem oczy, poczułem "siłę" rosy. Śpiwór, dres, włosy... Wszystko mokre... No więc taki jest ten ból. Ból mijającego czasu. Boli bardzo... gdy wszystko zaczyna powoli układać się w jedną całość, gdy teraźniejszość Odwieczny zalewa światłem. A ty nie możesz zrobić nic, nie cofniesz czasu. To boli... Przeszłość może boleć mocno...

 

Czasami pojawia się we snach. Innym razem w obrazach, zalewających krainę myśli. Czasami potrafi wtargnąć w intymny świat modlitwy. Kiedy człowiek klęczy i próbuje na chwilę zamilknąć. Przeszłość potrafi zamęczyć na śmierć.

 

 

Jest jednak na nią sposób. Nawet kilka. Ale na jednym warto się skupić szczególnie. Myślę o pokucie. W filmie "Misja" Rolanda Joffe, jest jedna, dla mnie osobiście, niezwykle dramatyczna i poruszająca zarazem scena. Film  przedstawia historię misji założonej i prowadzonej przez jezuitów, w Ameryce Południowej. Jednym z przybyłych na misję jest Rodrigo Mendoza (Robert De Niro) – były łowca niewolników, który po zabiciu brata nie widzi sensu swego życia. Skłoniony do pokuty przez jezuitę ojca Gabriela, dźwiga podczas drogi "w górę wodospadów" zawieszony na szyi tłomok ze zbroją.

 

Tę pokutę sam sobie nałożył. Dopiero odcięcie balastu przez Indianina, uznaje za odpuszczenie swych grzechów i przebaczenie... Czasu nie cofnie. Ale pamięć zostaje oczyszczona. Czy przestało go boleć wspomnienie brata, którego zabił?... Nie, ale to już jest inny ból. Przeszedł pokutę. Długą drogę, w głąb siebie, ciągnąc za sobą zbroję, symbol jego przeszłości, miecza, którym świetnie władał i zabijał. A gdy dociera na miejsce, Bóg, ręką indianina, przecinającego sznur, przywraca mu godność. Łzy pokuty... Rodrigo Mendoz rozpoczyna nowe życie... Z bólem, który przeistoczył się w delikatną "rosę", ożywczą rosę... Czasami, gdy się modlę, widzę w krainie myśli swoją przeszłość.

 

 Mój Boże, zrobiłbym wiele, by cofnąć czas, podjąć inne decyzje, wielu słów nie wypowiedzieć... Ty Panie przenikasz wszystko, znasz mnie na pamięć, jesteś we mnie. Pamiętam, jak po wielu latach błądzenia, smakowania w grzechu, pochwyciłeś mnie w jednej minucie, w konfesjonale. Gdy nagle odkryłem, że jest KTOŚ, kto się mną nie brzydzi, kto delikatnie opatruje rany... Ty jesteś Bogiem, więc czas Cię nie ogranicza. Wyruszyłeś daleko, w moją przeszłość. Tych, których zraniłem, uzdrowiłeś, tych których zawiodłem, pokrzepiłeś. Dałeś mi pragnienie, pełne ognia, które stopy moje wprawiło w ruch, pragnienie szukania Ciebie. Dołączyłem do tysiąca młodzieńców, którzy szukają Tego, który już dawno ich odnalazł. A teraz... Teraz ofiarowałeś mi czas... Czas na pokutę... Długą wędrówkę, która pamięć oczyści, która pychę w pokorę zamienia, ból największy w słodkie cierpienie... Nie, nie zapomnę nigdy, jak głupi byłem, jak raniłem wielu, jak mocno raniłem Ciebie, który umierałeś we mnie powoli, krzycząc do swojego Ojca: "Przebacz mu... bo nie wie co czyni"... Tego krzyku, w moich wnętrznościach, krzyku Boga umierającego za mnie, za miliony takich jak ja, nie zapomnę nigdy... Słyszę go nieustannie...
Wiem, że droga pokuty jest długa... Wiem jak boli i dlaczego boli. Ale wierzę, że to ma sens, wierzę, że w końcu podniesiesz mnie Panie, że wskrzesisz mnie z martwych. Wierzę, że samotność, która mnie trawi ma sens, że łzy, które wciąż skraplają czas i przestrzeń... mają sens, że wszystkie upokorzenia, obelgi, brak wdzięczności, nieprzespane noce... że to wszystko ma sens. Że modlitwa, rezygnacja z wielu rzeczy, że porażki i upadki wszelkie... że to wszystko ma sens... Wierzę, że oczyścisz w końcu swojego syna... który zrobi wszystko, by ci nie przeszkadzać.
I o jedno cię tylko proszę, Panie mój. By ci, których mi powierzyłeś, dotarli kiedyś do Nieba. By młodzi, których kazałeś mi pokochać, nie igrali ze śmiercią, nie marnotrawili dobra i światła, które w nich wlałeś. A jeśli taka będzie Twoja wola, pozwól mi cierpieć za nich, by zakosztowali zmartwychwstania...
W ręce Twoje powierzam ducha mojego... I ból, który ma sens... I wiarę moją, kulawą czasami, którą podarowałeś mi kiedyś i bez której żyć nie potrafię. Wreszcie miłość, tę najczystszą... A z wszelkiej pychy i interesowności, wyzwalaj mnie Panie... Nadzieję, też tobie powierzam, choć nie jest łatwe, przyszłość i każde jutro w Twoje ręce oddawać...

Nie bój się pokuty... Bóg musi cię oczyścić. Twoja droga, jest drogą, którą pokonał sam Pan i wielu innych. Pokuta, ból, zmartwychwstanie. Innej drogi nie ma...

 

ŹRÓDŁO: http://sorkovitz.blogspot.com/2011

 

Poprawiony: niedziela, 18 listopada 2012 17:56