Misje: w Kamerunie |
![]() |
![]() |
![]() |
Wpisany przez TOMASZ32-VAD |
poniedziałek, 21 maja 2012 20:57 |
Chodzi o powołanie w powołaniu czyli misyjne, to dojrzewało dłużej niż te pierwsze. Chciałam jechać na misje, ale jednocześnie bałam się zostawić rodzinę i przyjaciół…. Ale jak czterdziestka wybiła to pomyślałam sobie, że albo teraz albo nigdy… no i podjęłam decyzję. Dlaczego siostra wybrała właśnie Zgromadzenie Sióstr Dominikanek? Jak odkryła siostra swoje powołanie? Czy mogłaby nam siostra przybliżyć tę historię?
Miałam ciocię dominikankę w rodzinie. Od zawsze podobał mi się biały habit – taki jak jej… Zostałam przyjęta do Zgromadzenia Sióstr św. Dominika zaraz po maturze, w 1977 roku. Czy ma siostra swój wzór do naśladowania, oczywiście po za Chrystusem - jakiegoś świętego, czy błogosławionego, który pomaga siostrze w realizacji swojego powołania? Ze wszystkich świętych bardzo podoba mi się nasz wielki święty Dominik, założyciel Zakonu Kaznodziejskiego. Jego ciągle aktualne założenia pracy i duchowości Zakonu są bardzo uniwersalne i mogą być ciągle dostosowane do potrzeb czasów - na przestrzeni zmieniających się wieków, dlatego też Zakon Dominikański przez tyle wieków trwa jeden i nienaruszony… Jeśli chodzi o innych świętych, to szczególnie bliski jest mi również św. Tadeusz i właśnie jego imię wybrałam wchodząc do Zgromadzenia. Misje to bardzo trudne zadanie, zapewne również trudny wybór? Czy wiele jest sióstr, które przyjmują taką posługę z radością? Jak wiele sióstr rezygnuje z takiej formy służby? Jak wspominałam wcześniej, podjęcie przeze mnie pracy misyjnej zaczęło się bardzo późno, gdyż zwyczajnie się wahałam… człowiek zawsze się boi tego czego nie zna… Tamtejsze problemy i potrzeby, przyciągały moją uwagę i czułam, że to moje miejsce na ziemi, ale jednocześnie byłam bardzo silnie związana z polskim środowiskiem, tym co znałam i co kochałam... A teraz? Oj!!! Nie wyobrażam sobie innego miejsca do pracy i działania! Dojrzałam do tej misji i kocham ją! Nie wszyscy czują na siłach, aby podjąć decyzję o wyjeździe i pozostawieniu kraju, rodziny i przyjaciół. Nie ma nas za dużo. Fakt, że nie jesteśmy Zgromadzeniem misyjnym, więc osoby niezdecydowane do niczego nie są zmuszane. Wyjeżdżają tylko te, które czują takie powołanie. Jeśli chodzi o powroty, to wróciła tylko jedna siostra po kilku latach pracy, trzy inne musiały zrezygnować z przyczyn zdrowotnych, a jedna z naszych pierwszych misjonarek, s. Dominika, odeszła już do wieczności. Czy Kamerun był pierwszym miejscem misyjnym w posłudze siostry jako misjonarki? Czy były inne miejsca, które siostra mogła wybrać? W 1985 roku, na spotkaniu wszystkich Wyższych Przełożonych Zakonnych w Częstochowie, przedstawiciel biskupa van Heygen z diecezji Bertoua w Kamerunie bardzo prosił Zgromadzenia o podjęcie pracy właśnie na jego terenie. Nasze Zgromadzenie przeżywało tego roku 100 – lecie śmierci Matki Założycielki Kolumby Białeckiej i nasza Matka Generalna postanowiła, że wyjazd sióstr na misje do Kamerunu będzie żywym votum z tej okazji. Pierwsze cztery siostry, po przygotowaniu, odleciały do Kamerunu w 1987 roku. W przyszłym roku będzie 25 – lecie naszej pracy misyjnej. Jesteśmy tylko w Kamerunie. Dwa lata trwało przygotowanie (rok w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie i rok we Francji na nauce języka) a na misjach jestem już 12 lat... Dwa lata temu wróciłam znowu na wschód kraju, a nawet do jej stolicy – Bertoua. Tutaj też ma swoją siedzibę biskup naszej diecezji, Joseph Atanga, jezuita, Kameruńczyk. Znów powróciłem do pracy duszpasterskiej i katechetycznej. Mam szczęście do zakładania nowych domów, toteż od sierpnia przenoszę się do naszego czwartego domu otworzonego w stolicy kraju – Yaounde. Studenci są tylko jedną osią pracy jakby poza normalnymi obowiązkami. To nie jest mój podstawowy kierunek pracy. Jeśli jestem na jakiejkolwiek placówce, to najpierw podejmuję normalne obowiązki, a więc pracę duszpasterską i katechetyczną wśród tych, do których przyjechałam. Teraz, gdy jestem jeszcze w Bertoua, najważniejsze są dla mnie dzieci i młodzież z tej parafii, czy całej diecezji. Grupa studentów tworzyła się bardzo powoli, trzon stanowią młodzi z Garoua Boulai, mojej pierwszej grupy młodzieżowej, którą się opiekowałam. I pewnie dlatego nazywają się Rodziną Dominikańską, bo właśnie ci pierwsi należeli w Garoua Boulai do Młodzieży Dominikańskiej i duchowość ta bardzo im się podobała. Powoli dołączają do nich młodzi z innych stron kraju. Są i z północy, bo także tam pracowałam, a teraz również młodzi z Bertoua zaczynają pukać do naszych drzwi… W tym roku miałam 37 studentów w Stowarzyszeniu i ponad 10 uczniów najstarszych klas szkół średnich. Potrzeby są wielkie, ale nasze środki niestety nie pozwalają na większą liczbę młodych w tej grupie, którą wspomagamy finansowo. Jednak naprawdę, jest z czego się cieszyć! Jestem z nich bardzo dumna! W tym roku pierwszy student otrzyma tytuł magistra! Kamerun nie jest dzikim krajem, gdzie nic nie ma. W porównaniu do swoich sąsiadów, Czadu i Centralnej Afryki, jest na znacznie wyższym poziomie rozwojowym. Ma 5 Uniwersytetów państwowych, Uniwersytet Katolicki Afryki Centralnej, Politechnikę i coraz więcej szkół wyższych technicznych, ale prywatnych, więc drogich. Można uczyć się, jeśli tylko ma się na to pieniądze. Z badań UNESCO za rok 2008 wynika, ze 25 % dzieci idzie do przedszkola, szkołę podstawową zaczyna prawie 88 %, ale kończy ją tylko 37%. Szkołę średnią zaczyna jeszcze mniejsza liczba młodych, a tylko około 20 % ją kończy. Bardzo wielu dyskwalifikują 3 egzaminy państwowe w szkole średniej. Na studia idzie 8% młodych, a kończy je ¼ czyli około 2%.... Wyniki mówią same za siebie… Państwo kameruńskie robi co może, jest wiele szkół państwowych, choć faktem jest, że najlepsze szkoły podstawowe czy średnie to ośrodki katolickie. Kamerun to piękny kraj... Jednak należy do niezbyt bogatych krajów afrykańskich... Z jakimi największymi problemami musi zmagać się to państwo? Kamerun to naprawdę piękny kraj, swego rodzaju - miniaturka Afryki. Na południu - lasy tropikalne, potem sawanny, dostęp do oceanu, góry na północy i znajdująca się blisko Czadu strefa podpustynna. Południe nazywa się krajem wody (duża wilgoć i opady deszczu w lasach tropikalnych), a północ - krajem ognia (długotrwała susza, brak wody i wysokie temperatury). Wszystko łączy bieda… Jak wiele jest biednych rodzin, dzieci w regionie gdzie siostra pracuje? Jak wygląda życie takich rodzin? Czy mogłaby siostra przybliżyć nam sytuację takich rodzin? Wschód i północ kraju to najbiedniejsze prowincje Kamerunu.. Po francusku sous – developees, czyli zwyczajnie – niedorozwinięte, choć w nazwie akcentuje się fakt, że są pod poprzeczką rozwoju... Na jedno wychodzi. Brak jakiegokolwiek przemysłu, rolnictwo i mały handel to podstawa utrzymania. Czy Kameruńczycy chętnie przyjmują wiarę i praktyki Kościoła Katolickiego, czy wolą pozostać przy swoich wierzeniach? Jak odbierają wiarę Kościoła? Czy Kamerun jest bezpiecznym krajem dla chrześcijan? Czy zdarzają się tam prześladowania wyznawców innych religii? Chrześcijaństwo a szczególnie katolicyzm jest mniejszością wyznaniową. W całym kraju jest nas około 25%. Najliczniejsi są protestanci i inne odłamy Kościoła. Dynamicznie działa islam. Na północy kraju muzułmanie stanowią już większość. W Kamerunie zakorzeniły się chyba wszystkie sekty świata. Animizm jest także obecny, choć ludzie nie afiszują się oficjalnie z hierarchią tych wierzeń. Ich religia jednak w różnych sytuacjach jest widoczna. Wszystkie obrzędy począwszy od tych, związanych z narodzinami (przewiązuje się biodra dziecka czarną nitką, itd.), czy śmiercią są bardzo silnie połączone z ich wierzeniami. I to robią także chrześcijanie. Nie można powiedzieć, że wszyscy ale ich zdecydowana większość. Czy pracując na misjach w Kamerunie miała siostra sytuacje odkrycia powołania do życia zakonnego wśród lokalnej grupy uczniów, studentów? Spośród moich młodych jeszcze nie mam nikogo, kto by poszedł drogą Chrystusową. Ostatnio związuje się dyskusja wśród młodych o podjęciu tej drogi, ale dopiero jak wstąpią do zgromadzeń zakonnych, to uwierzę i będę mogła chwalić za to Boga. Czy ktoś pomaga siostrom w krzewieniu wiary chrześcijańskiej? Czy istnieją tam jakieś wspólnoty, czy stowarzyszenia kościelne? Samych Polaków misjonarzy jest nas w Kamerunie około setki! Bardzo dużo zgromadzeń męskich i żeńskich, ale również księży diecezjalnych i ludzi świeckich. Jest wielka liczba istniejących różnych wspólnot religijnych, które ożywiają życie Kościoła. Czy wolałaby siostra wrócić do kraju, czy może przywiązanie do Kamerunu jest już na tyle duże że chciałaby siostra tam pozostać do końca? Póki mego zdrowia starcza, to chcę zostać w Kamerunie… jestem już Półkamerunką… Ostatnio powstaje wiele form wspierania krajów afrykańskich. Czy takie akcje jak Duchowa Adopcja Dzieci Biednych byłyby dobra formą pomocy dla takich krajów jak Kamerun czy inne kraje Trzeciego Świata? Każda forma pomocy jest dobra i trzeba się cieszyć z kolejnej akcji otwierania się na kraje afrykańskie. Czego najbardziej potrzeba i brakuje podopiecznym siostry i innym wychowankom lub środowiskom, z którymi siostra ma częsty kontakt? W jaki sposób można im pomóc oprócz wsparcia modlitewnego? Środków... Resztę mogę zorganizować na miejscu. Odwagi w kontynuowaniu otwierania się na potrzeby Czarnego Lądu! I wielkiego, otwartego na innych serca! Pierwsza misja katolicka została założona w pobliżu Edea, na wzgórzu Marienberg przez pallotynów niemieckich 8 grudnia 1890 roku i została poświęcona Maryi Królowej Apostołów. Z dumą można opowiadać o początkach Kościoła Katolickiego w Kamerunie, gdyż to nasi Rodacy przyczynili się do powstania tam pierwszych katolickich ośrodków misyjnych. Byli to: Stefan Szolc-Rogoziński – geolog (przewodniczący misji), Klemens Tomczek i meteorolog - Leopold Janikowski. Stefan Szolc-Rogoziński urodził się w roku 1860. Jako nastoletni chłopiec rozczytywał się w literaturze podróżniczej. Z największym upodobaniem rysował mapki z dokonanymi właśnie odkryciami na Czarnym Lądzie. Białe plamy w środkowej części kontynentu inspirująco działały na jego wyobraźnię. Postanowił osobiście poznać Afrykę. Po ukończeniu gimnazjum we Wrocławiu zamiast zająć się rodzinną fabryką tekstyliów w Kaliszu, jak życzył sobie jego ojciec, wstąpił do szkoły marynarki wojennej w Kronsztadzie. 22 września 1881 r. w popularnym tygodniku artystyczno-literackim i krajoznawczo-geograficznym "Wędrowiec" ukazał się krótki artykuł p.t.„Propozycja”. Jego autor, nieznany jeszcze oficer marynarki wojennej oznajmiał, że zamierza udać się do Afryki równikowej, nierozpoznanego jeszcze Kamerunu, by tam założyć stację naukowo – badawczą i w związku z tym szuka towarzysza podróży. Dla wielu Polaków, taka wyprawa wydawała się niemożliwa i bezsensowna. Pierwsi zaczęli się wyśmiewać z tego pomysłu dziennikarze różnych gazet i czasopism, a gdy wyszło na jaw, że organizator wyprawy ma zaledwie lat... dwadzieścia, ataki przeciwników doszły do zenitu. Nie pomogły wyjaśnienia, że mimo młodego wieku jest on oficerem rosyjskiej marynarki, rzeczywistym członkiem Towarzystwa Geograficznego w Paryżu i Klubu Afrykańskiego w Neapolu, a projekt ekspedycji przychylnie przyjęło Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne, które na czas wyprawy wyjednało mu urlop w petersburskiej admiralicji. Poparli go natomiast gorąco: Bolesław Prus, znany geograf Wacław Nałkowski i Henryk Sienkiewicz. Ten ostatni przeznaczył na wyprawę cały dochód z kilku swych publicystycznych odczytów. Pieniędzy dołożyli: hrabia Konstanty Branicki, mecenas nauk przyrodniczych, hrabia Benedykt Tyszkiewicz i ojciec Rogozińskiego. Dzięki sponsorom wyprawa doszła do skutku. W kwietniu 1883 r. udało się, mimo trudności, dopłynąć do hiszpańskiej wyspy Fernando Poo, która polskim podróżnikom bardzo się spodobała. Ostatecznie, swoją bazę wypadową urządzili w pobliżu angielskiej faktorii Victoria, u brzegów Kamerunu - Mondoleh. Rogoziński nie tracił czasu. Ze swym kolegą szkolnym, Klemensem Tomczekiem oraz z Leopoldem Janikowskim robił wypady na kameruński ląd, przemierzając plemienne terytoria: Mungo, Balunga i Bakundu. Dotarł nawet na szczyt Kuźni Bogów (góra Kamerun) - wulkanu Mongo-ma Lobah (4070 m). Penetrując wybrzeże Kamerunu i wpływając w przybrzeżne rzeki Polacy odkryli kilka jezior (np. Jezioro Słoniowe) i wodospadów. Co więcej, zawarli układy z kacykami, mocą których Rogoziński otrzymał na własność 30 km² wybrzeża, a później jeszcze przyległe terytoria Jerzego z Boty. Niestety, tropikalne choroby nękały Odkrywców. Na malarię zmarł Klemens Tomczek, ale Rogoziński nie przerwał badania afrykańskiego lądu. Wyprawy na okoliczne wyspy i wybrzeża Kamerunu oraz Gabonu były na tyle owocne, że raz po raz pocztą morską wysyłano do Krakowa i Warszawy skrzynie, pełne ciekawych eksponatów: narzędzi używanych do pracy na roli i na polowaniach, rytualnych masek, muszelkowych pieniędzy, używanych w międzyplemiennych rozliczeniach, wiele rzeźb i ozdób. To dzięki naszym dwom Rodakom: Rogozińskiemu i Janikowskiemu, nabrała tempa ewangelizacja Kamerunu. Obaj byli katolikami i marzyli o tym, żeby tam, w dalekiej Afryce, mieć wokół siebie innych katolików i, rzecz jasna, struktury kościelne. Najpierw zwrócili się w tej sprawie do Jezuitów hiszpańskich, przebywających na wyspie Ferdynanda Poo, ale ci odmówili wszelkiej pomocy . Napisali więc list do biskupa Gabonu z prośbą o wysłanie do Kamerunu misjonarzy, których zapraszali do siebie, a nawet ofiarowali im dwie swoje posiadłości: w Bota (Douala) i w Victoria (Limbe).
tekst: s.Tadeusza Frąckiewicz
Siostra Tadeusza (Helena) Frąckiewicz. Urodziła się 1 stycznia 1957 roku w Kętrzynie (woj. Warmińsko-mazurskie) w rodzinie rolniczej. Po maturze w 1977 wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Dominika. Na misje wyjechała w 1999 roku. Wszystkich zainteresowanych pomocą studentom z Kamerunu zapraszamy na wspomnianą stronę:
|
Poprawiony: wtorek, 26 lutego 2013 19:17 |
Menu
Wiadomości
Statystyki








![]() | Dziś | 3878 |
![]() | Wczoraj | 3558 |
![]() | Ten tydzień | 14833 |
![]() | Poprzedni tydzień | 32301 |
![]() | Ten miesiąc | 10802 |
![]() | Poprzedni miesiąc | 145066 |
![]() | Ogólnie | 28738249 |